Polecany post

Rzeczy, których nie mam

     Wygląda na to, że nie mam planu i za bardzo nie wiem, kim jestem. Co, mówiąc oględnie, jest sytuacją beznadziejną, bo wynika z n...

poniedziałek, 28 lutego 2011

oderwani od rzeczywistości


Czasem się zastanawiam, czy ludzie widzą świat tak samo, czy może ich wiedza o nim opiera się na umowności haseł. Oboje ten sam przedmiot nazywamy radiem, ale może ty widzisz go zupełnie inaczej niż ja? Może kolor, na który wszyscy mówimy niebieski, dla każdego z nas ma inną barwę, może ty swoje niebieskie widzisz tak, jak ja moje czerwone i tylko co do nazw jesteśmy zgodni, a nie co do wyglądu świata? Czasem wydaje mi się, że to jest znacznie głębsze zagadnienie, które powoduje masę nieporozumień, rozczarowań i kłótni. Są na przykład tacy ludzie, nazywani często „oderwanymi od rzeczywistości”, tacy, którzy jak widzą przepaść, to nie mówią o katastrofie, tylko o szansie skoku, tacy, którzy jak widzą zamknięte drzwi, to spokojnie czekają, w przekonaniu, że ktoś im je otworzy, tacy, którzy jak widzą ulewny deszcz, to nie myślą o tym, że zmokną, bo decydują się zostać w domu. I to nie są optymiści, to są tacy, którzy nie rozumieją rzeczywistości. Którzy nie zaznali nigdy trudu morderczej pracy nieprzynoszącej owoców, którzy nigdy nie doświadczyli katastrof, niepowodzeń, odrzucenia. Oboje widzimy te same rzeczy – przepaść, zamknięte drzwi, ulewę. Ja mówię o tym, że czeka nas teraz ciężki czas, kiedy będziemy musieli przez to przejść, a ty mówisz, że w takich warunkach nie da się funkcjonować, że dopóki nie zasypią przepaści, nie otworzą drzwi, nie przestanie padać, ty nie wychodzisz z domu – i ostentacyjnie odmawiasz życia w takich warunkach. Są tacy ludzie, oderwani od rzeczywistości, którzy mogą sobie na to pozwolić.

piątek, 18 lutego 2011

Katedra św. Michała i św. Guduli



Oświetlony żółtym światłem piękny gotycki kościół był swego rodzaju magicznym zaułkiem, znajdującym się trochę na uboczu szlaku turystycznego prowadzącego od Grand Place do Parku Brukselskiego. Idąc od strony parku, właściwie można go było nie zauważyć i minąć, bo stał schowany za zakrętem, w głębi placu, trochę nie po drodze. To właśnie sprawiało, że katedra była takim niezmiennym i spokojnym obserwatorem pędu życia, które toczyło się dosłownie obok, ale nie wciągało jej. Była pewnego rodzaju wnęką, w której zatrzymywali się uczestnicy tego morderczego pędu, by złapać oddech lub uciec przed smutkiem. Była azylem, który dodawał mocy, była schronieniem, w którym można było marzyć. Na jej stopniach, bywało, czas się zatrzymywał, a z ich szczytu, ze wzgórza Treurenberg, stolica wyglądała na niegroźną, maleńką i słaniającą się u twoich stóp. Tam można było się poczuć jak przed Notre Dame albo Sacré-Cœur w Paryżu, prawie jak w cudownym miejscu. I niezaprzeczalnie cudowna była tam akustyka – brzmienie wszechogarniającego spokoju, które delikatnym pulsowaniem wpływało do serca, wypełniając je taką mocą, że przez tę chwilę stania u szczytu katedralnych schodów można się było poczuć jak pan świata.


piątek, 11 lutego 2011

składany entuzjazm


Wymyśliłam składany entuzjazm, taki, który mieści się w torebce. Dostępny w różnych formatach, wymiarach i kolorach. Łatwy w użyciu, transporcie i konserwacji. W formie manekina. Dzięki nowoczesnym rozwiązaniom w łączeniu sylikonu i tektury entuzjazm potrafi przybrać postać swojego właściciela. Jest jego niemal identycznym odwzorowaniem – wyglądu, mimiki, gestów. Jest niezawodny, wytrwa z uśmiechem na ustach dwadzieścia cztery godziny na dobę, zastąpi swojego właściciela w każdej trudnej sytuacji i nie potrzebuje nadzoru. Można go zostawić i pójść sobie w miejsce, gdzie nikt od nikogo nie oczekuje entuzjazmu. Wiem, że mogłabym zbić na nim fortunę i nie potrzebowałabym nawet speca od marketingu ani żadnej reklamy. Tyle że nie chcę. Nie chcę wystawiać nigdzie na pokaz mojego składanego entuzjazmu ani odchodzić w potencjalnie przyjemniejsze miejsca. Chcę tu zostać i być tak szczerze, beznadziejnie, ostentacyjnie i prostacko niezadowolona. Albo zwyczajnie w świecie nieszczęśliwa. Chcę schować do torebki mój składany entuzjazm i mieć was wszystkich literalnie w dupie.